Robert Makłowicz odwiedza Bakalarską. Zobacz video!
W najnowszym odcinku zatytułowanym „Wietnamska Warszawa” ekspert kulinarny Robert Makłowicz zagląda do Hali Bakalarskiej odwiedzając Targowisko, sklepy z importowaną z Azji żywnością i kompleks gastronomiczny Asian Town Bakalarska.
– Przed wyprawą do Wietnamu postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda wietnamska gastronomia w stolicy naszego kraju. W samej Warszawie mieszka około 100 tys. Wietnamczyków, wielu z nich żyje w Polsce od kilku pokoleń – zapowiada w opisie materiału, który jest już w całości dostępny na jego prywatnym kanale YouTube.
– Zanim powstał tutaj Stadion Narodowy, był tu przecież Stadion X-lecia, który do pewnego momentu był areną sportową, ale wkrótce stał się miejscem handlu. Miejscem handlu i jedzenia! – wprowadza nas w trwający blisko 40 minut odcinek. To tylko skromny wstęp do dłuższej opowieści „o wietnamskiej Warszawie i wietnamskich wpływach w naszej kuchni”.
Hala Bakalarska czyli spadkobierczyni po Stadionie X-lecia
– Kiedy Stadion X-lecia stał się Stadionem Narodowym, handlująca na „Dziesięcioleciu”, jakże prężna ferajna zaczęła poszukiwać nowego miejsca dla swych biznesów. I tak te sklepy, stragany przeniosły się w okolice ulicy Bakalarskiej. No głównie był to, i zresztą nadal jest, rodzaj handlu tekstyliami. Ale nastąpił cały szereg bardzo ważnych z mojego punktu widzenia zdarzeń. (…) Ci ludzie chcieli jeść własne rzeczy, więc zaczęły powstawać barki. Potem restauracje. Do tego dołączyły sklepy, które oferują wietnamską i azjatycką żywność. I tak powstała tutaj enklawa, która jest bezcenna z punktu widzenia wielbicieli kuchni Azji Południowo-Wschodniej – zachwala Robert Makłowicz.
Do oprowadzania szybko dołącza przedstawicielka wietnamskiej społeczności w Warszawie, Diep Hoang: – Przyjechałam tutaj, jak miałam pięć lat z rodzicami. Tata wcześniej przyjechał, bo studiował tutaj na Politechnice Warszawskiej.
Diep przybliża widzom historię emigracji Wietnamczyków do Polski, której korzenie sięgają jeszcze czasów głębokiego PRL. Emigracji w owych latach sprzyjała wymiana siły roboczej, studenckiej oraz kadry naukowej pomiędzy należącymi do bloku wschodniego Polską a Wietnamem.
– Byłem tylko raz w życiu na Stadionie X-lecia, ale to jest dokładnie ten sam klimat – zauważa już na wstępie Robert Makłowicz wkraczając w alejki z odzieżą przy dźwiękach puszczonej z głośników muzyki, gwarze rozmów kupujących i sprzedawców. – Tak jest! – odpowiedziała Diep – Właściciel Hali Bakalarskiej bardzo chciał odtworzyć ten klimat Stadionu X-lecia.
Nie zabrakło oczywiście odhaczenia obowiązkowego punktu każdej wycieczki na Bakalarskiej, czyli alejki „S” z salonami fryzjerskimi i manicure zwanej przez lokalsów pieszczotliwie Aleją Paznokci lub Aleją Neonów. Diep Hoang zauważa, że neony to jeden z najbardziej charakterystycznych elementów ulic w Azji Południowo-Wschodniej i wynajmującym przestrzeń zależało na odtworzeniu podobnego klimatu również tu, w wietnamskim sercu Warszawy.
Po zwiedzaniu targowiska nasz mistrz kuchni udał się tam, gdzie każdy szef kuchni pokierowałby swoje nogi – do należących do Hali sklepów z azjatycką importowaną żywnością.
– Niezły oczopląs i mnóstwo rzeczy do pokazania – zauważa już na wejściu przebierając w Polsce trudno dostępne, egzotyczne warzywa, owoce i wybierając z uwagą, które z nich przybliżyć widzom. – Trawa cytrynowa na wielkie pędy. To jest maniok vel tapioca. To można kupić u nas w zwykłych sklepach spożywczych, ale w stanie już przetworzonym. Są takie kuleczki z tego, najczęściej do legumin – tłumaczy demonstrując do kamery i nie przerywając marszu wzdłuż długiej alei otoczonej ze wszystkich stron koszami zieleniny i owoców. – Tu jest coś, czego w żadnym naszym warzywniaku nie znajdziecie – mówi wyciągając z pojemnika siatkę z wielkim kolczastym owocem o kolorze limonkowym. – To jest durian! Jeszcze nie rozcięty, więc woń wydaje bardzo delikatnie – komentuje zbliżając owoc do nozdrzy na powąchanie. – Ależ to śmierdzi! – konstatuje nagle krzywiąc się i odkładając w pośpiechu uchodzący za najintensywniej pachnących na świecie owoców.
Ulubione wietnamskie smakołyki Roberta Makłowicza
Nie zabrakło oczywiście i tego, na co czekamy najbardziej: wizyty w restauracjach Asian Town, barach i na straganach street foodowych Bakalarskiej.
– Spacer po Bakalarskiej proponuję zacząć od kawy. Oczywiście kawy po wietnamsku! – komentuje z zadowoleniem zasiadając z czule podnoszoną ze spodeczka filiżanką. – Pierwszy raz w życiu piłem taką kawę w Kambodży. Właśnie na sposób wietnamski parzoną i tam uprawianą. To jest całkowity rarytasik! Cymesik po prostu – zachwyca się kontynuując opowieść – To jest coś pomiędzy kawą a kakao, albo też czekoladą. Kiedy pierwszy raz spróbowałem tego, wprost nie byłem pewien, czy to jest pomieszana kawa z kakao. (…) Każdy łyczek tego mówi nam o tym, że jesteśmy w miejscu prawdziwym. Jesteśmy w miejscu, które niczego nie udaje. Jesteśmy w miejscu, które chce być sobą. To akurat miejsce nazywa się Anh 9, ale takiej kawy napijecie się w wielu innych tutaj. A ja dopijam, i startujemy!
W innym kadrze dopatrujemy się w tle stolików restauracji Bánh mì 3T, a na pierwszym kadrze słynna bagietka, przez wielu okrzyknięta najsmaczniejszą kanapką świata.
– Przed sobą mam teoretycznie trzy symbole francuskiego jedzenia. No bo mam: bagietkę. W tej bagietce pasztet oraz omlet – opowiada demonstrując do kamery przekrój chrupiącego klasyku azjatyckiego street foodu. – (…) są to zarazem symbole wietnamskiego jedzenia. Te wpływy historyczne, czyli kolonia francuska, Indochiny i twórcze przez Wietnamczyków przekształcenie tego, co Francuzi z kolei tam kiedyś przynieśli. – konstatuje biorąc gryza, po którym otwiera szeroko oczy i gestykuluje chwilę dłonią, jakby miała paść zaraz pointa. Jednak dźwięk pysznego, chrupiącego pieczywa ryżowego jest tu najlepszym komentarzem. – Bagietka z jajkiem byłaby nudna, a tutaj mamy od razu ferię wietnamskich przypraw, smaków – podsumowuje jeszcze przez chwilę demonstrując dłonią przed twarzą, jak owe kiszonki i inne nieoczywiste dodatki „dodają daniu twista” łechcąc przy okazji kubki smakowe.
Po posiłku pora na…
Oczywiście tak udanie zaczęty dzień nie może się zakończyć nigdzie indziej jak na… wieczorze karaoke! – Zapraszam do magicznego świata za złotymi drzwiami – wprowadza Pana Roberta Diep uchylając drzwi do świecącego milionem ledów, światełek, laserów, neonów pokoju. Złote okazują się nie tylko drzwi, ale i stoły, sztukateria sufitu, obramowania luster, w których odbijają się witraże, szkiełka kuli dyskotekowej. Wzdłuż ścian ciągną się wyściełane skórą sofy, a na środku scena dla dwóch gwiazd dzisiejszego wieczoru.
– Ulubiona część rozrywki Azjatów, czyli sala karaoke, należąca do restauracji Hanoi Grill. – Diep tłumaczy Panu Robertowi, który nie skrywa zaskoczenia królewskim wystrojem i żwawo sięga po mikrofon dla siebie oraz swojej towarzyszki. Jeszcze tylko naciśnięcie „Fat” (z wietnamskiego: „play”) i z głośników dumnie wybrzmiewa „Sen o Warszawie”, a nasi bohaterowie sprawdzają, ile oktaw są w stanie udźwignąć ich głosy.
– Bakalarska to jest adres godzien odwiedzin – podsumowuje nasz bohater i zachęca do wejścia w ten świat wietnamskich smaków, usług, zakupów, rozrywki, które mamy na wyciągnięcie ręki. Jeśli jesteście ciekawi jego historii, anegdot, ciekawostek oraz czy swoim wykonaniem „Snu o Warszawie” udało mu się zawstydzić Czesława Niemena, koniecznie obejrzyjcie najnowszy odcinek Robert Makłowicz Polska „Wietnamska Warszawa”. I koniecznie zajrzyjcie na Bakalarską!